piątek, 2 maja 2014

Epiolg

*Polska*
*Narracja trzecioosobowa*
(18 lat później)

Zabawa trwała w najlepsze. Dziś Robert, Patrycja i Milena świętowali razem ze swoją mamą jej urodziny. Dom pękał w szwach. Goście bawili się w najlepsze. Jednak Patrycja z Marco i ich prawie już 18 letnią córką Nikolą musieli wracać do Dortmundu już jutro. Reus, który po zakończeniu kariery został trenerem BVB musiał stawić się na ważnym spotkaniu. Mimo że żałowali że nie będą mogli być tu jeszcze jutro, wiedzieli że muszę wracać. Wcześniej udali się do spania. Następnego dnia Patrycja pomogła mamie naszykować potrawy dla tych gości, którzy przyjdą dopiero dziś. Około 14 pożegnali się z wszystkimi i ruszyli w drogę. Pogoda ich nie rozpieszczała. Burzowe chmury wisiały nad nimi jednak żadne z nich nie myślało że to może być zły znak. Droga mijała im w dobrych humorach. Na dworze zrobiło się ciemno. W tym samym czasie w rodzinnym domu Lewandowskich trwała kolacja. Nikt nie wiedział jakie nieszczęście stało się właśnie pod Dortmundem. Wszyscy śmiali się, żartowali. Nagle zadzwonił telefon Roberta. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Mario. Lewy pośpiesznie wyszedł na balkon i odebrał. Usłyszał zapłakany głos przyjaciela. Brunet gdy tylko usłyszał to co chciał powiedzieć mu Goetze osunął się na ziemie, zanosząc się od płaczu. Partycja i Marco nie mieli żadnych szans w starciu z rozpędzonym tirem. Jego kierowca był pijany. Nikola w stanie ciężkim walczy o życie w szpitalu. To był dla niego cios. W jednym momencie stracił siostrę, którą kochał nad życie i najlepszego przyjaciela. Płakał jak małe dziecko. Jego serce rozpadło się na milion małych kawałków. W jednej chwili stracił to co było dla niego tak ważne.  Rodzina Lewandowskich pogrążyła się w żałobie.
Następnego dnia miał się odbyć mecz BVB. Piłkarze wyszli w kompletnej rozsypce. Traktowali Marco jak ojca. Był ich przywódcą, który dawał nadzieję a teraz go zabrakło. Na stadionie panowała zupełna cisza. Każdy pamiętał jak Reus sam grał na tym boisku. W 11 minucie zaczęli krzyczeć jego nazwisko. W oczach wszystkich było widać łzy. Człowiek, którego tak kochali właśnie odszedł od nich na zawsze. Jednak wiedzieli że on patrzy na nich z góry. Że wierzy w nich. Chcieli wygrać ten mecz dla niego. I tak też zrobili. Jednak nie świętowali tego zwycięstwa. Uszanowali pamięć Patrycji i Marco. Po kilku dniach odbył się pogrzeb. Zjawiły się na nim tłumy. Wszyscy płakali. Nikt nie mógł się pogodzić z tym że dwoje tak młodych ludzi zginęło, przez nieodpowiedzialnego człowieka. Wtedy przy trumnie przemówił Robert: 
Właśnie straciłem dwie z najważniejszych osób w moim życiu. Moją siostrę, która była moim oczkiem w głowie. Cieszyłem się z tego że kilkanaście lat temu postanowiła zamieszkać u mnie. A teraz ona nie żyje. Odebrał mi ją facet, który po kilku piwach wsiadł do swojego pojazdu i ruszył w drogę. Straciłem ją już na zawsze. Już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, nie zobaczę jej ślicznie zmarszczonego czoła, gdy się ma mnie złości.  Nie usłyszę jej głosu, który zawsze podpowiadał mi tą właściwą drogę. Nie zobaczę już także mojego ukochanego przyjaciela. Już nigdy nie wkurzy się na mnie gdy poczochram mu czuprynę, już nigdy nie zobaczę tego uśmiechu za którym szalało tyle dziewczyn.. Straciłem ich oboje. Już nic nie będzie takie jak kiedyś. Jak mam teraz żyć, gdy każde miejsce w Dortmundzie przypomina mi o nich. Ale muszę żyć dla Nikoli. Ona jest taka młoda a już straciła oboje rodziców. Teraz to ja i Ania będziemy musieli zastąpić jej ich. Tylko jak mamy to zrobić. Ich nie da się od tak zastąpić. Tak bardzo ich kochałem.
Brunet klęknął przed dwoma trumnami, w których spoczywali jego najbliżsi i płakał. Jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu jak teraz.

Miłość kiełkując w ser­cu za­puszcza bar­dzo głębo­kie korze­nie, dla­tego wyr­wa­nie jej bez uszkodze­nia tak de­likat­ne­go grun­tu jest niemożliwe
by­wa, że wy­rywa­na jest tyl­ko ra­zem z ser­cem, które już nie może jej za­silać swoim biciem
zwa­na jest jedną z naj­piękniej­szych miłości- miłością, aż po grób.. 
 

**********************************************************************************************

Przepraszam że tak kończę to opowiadanie, ale inaczej nie umiałam ;<
Dziękuje wszystkim, którzy komentowali to opowiadanie i dodawali mi motywacji ;*
Zapraszam na mojego nowego bloga <3
http://nie-chce-cie-zranic.blogspot.com/

6 komentarzy:

  1. Zabiję Cię, wiesz? Jak mogłaś?! Jesteś okropna!! Dać takie zakończenie??!! Bój się Boga :D
    Teraz tak całkiem serio, to się nie spodziewałam takiego obrotu spraw. Ech, szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Poooopłkałam się :(. Cóż można powiedzieć, myślałam że będzie Happy End
    a tu śmierć... los płata figle.
    Świetny blog :), szkoda, że już koniec :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mogłaś?! No jak mogłaś ich uśmiercić?! -.- Liczyłam na happy end a tu nie...:(
    Zakończenie zaskakujące i to bardzo. I szkoda, że to już koniec tego bloga:( Ale na pewno będę obserwować nowego :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. No za co!!! Poryczałam się czemu ich zabiłaś? No czemu? Ale ogółem rozdział genialny. Pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  5. Grr -,- zabije, uduszę, ukatrupie! Głupia jesteś!
    Jak mogłaś coś takie zrobić ?! Ja tu liczyłam, że to się skończy happy end, a nie śmiercią Pati i Marco :( Biedna Nikola :/ Straciła w tak młodym wieku obojga rozdziców. :c No nic mi nie pozostało jak życzyć Ci powodzenia w nowy blogu, którego czytam!

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. "Jeszcze raz przejechał dłonią po mojej szyi, po czym się nachylił i pocałował w policzek. Momentalnie mnie puścił i rzucił w kierunku łóżka. Wylądowałam z wielkim hukiem na brzuchu. Kręgosłup zaczął mnie okropnie boleć, a do tego jeszcze potworny ucisk w klatce piersiowej. Nie mogłam się teraz poddać, nie tak łatwo. Odwróciłam się z wielkim bólem na plecy i zamarłam. Przed łóżkiem stał wyprostowany z lekko pochyloną głową Mario Gotze. Jego wzrok był przerażająco zimny. Wpatrywał się we mnie z wielkim skupieniem. Czułam jakby przedzierał się przeze mnie swoim spojrzeniem. Nagle wszystko posklejało mi się w spójną całość. To był Mario, Mario o którym opowiadał mi Igor. Przez chwilę zaczęłam pragnąć jego obecności. Szybko jednak rozdmuchałam te myśli. Jak w ogóle mogło to wszystko być rzeczywistością? Przecież Mario to piłkarz, a nie wampir, tak samo jak Lewy. A Igor po prostu był piosenkarzem. To nie może być prawda. W tej chwili pragnęłam Igora i Lewego, chciałam żeby mi pomogli, byłam przerażona. Całe moje ciało sparaliżował strach i niepokój, a Mario dalej stał przyglądając mi się. Bałam się czym kolwiek ruszyć, drgnąć.
    - Czego chcesz, kim jesteś i co robisz w moim pokoju? - spytałam drżącym głosem.
    Momentalnie zbliżył się do mnie, a następnie chwycił za ramiona powodując, że znowu stałam na własnych zdrętwiałych nogach, następnie przywarł mną mocno do ściany.
    - Po co ten pośpiech i tyle pytań kotku? - zapytał uśmiechając się szarmancko.
    - Czy to nienormalne, że jestem ciekawa co robi obca osoba w moim domu? - spytałam próbując się w między czasie wyrwać."
    Zapraszam ;)
    http://thiswonderfulworld1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń